wtorek, 18 stycznia 2011

No to zaczynamy!

Rozpoczniemy cyklem zasad jak przeżyć w Indiach dłużej jak tydzień:

1. Nie mieć żadnych oczekiwań (bo i bez tego jest ogromny szok kulturowy i nie tylko)

2. Trudności przyjmować ze spokojem, a jednocześnie nauczyć się kłócić z ludźmi (jak oni na mnie krzyczą w hindi to ja do nich po Polsku i wszyscy są szczęśliwi)

3. Myć ręce !!!

4. Nie dawać nieznajomym numeru telefonu czy mejla, bo się nie odczepią (szczególnie Muppetom – opis na blogu o Bangladeszu).

(Usłyszałam, ze mam się streszczać i oszczędzać z treścią, więc obiecuję wziąć to pod rozwagę).

A teraz Pierwszy dzień:

Pierwsze wrażenie po przyjeździe: Głośno! Nie da się tego porównać z żadnym miejscem, w jakim byłam. A zaczęło się już na lotnisku, gdzie przywitały mnie tłumy oczekujących (w tym na mnie 1 osoba) i jazgot klaksonów taksówek. Wtedy to pierwszy i ostatni zakryłam uszy dla ochrony – to i tak nic nie da, bo jak się potem okazało miasto za dnia jest jeszcze głośniejsze (jeśli po tym roku nie ogłuchnę to chyba zgłoszę to jako cud).

Pierwsza przejażdżka taksówką: „To może ja jednak wrócę”. Nikt nie wie co to brud przed przyjazdem tutaj. A ja myślałam, że to przesada z tymi opowieściami (jedno z oczekiwań runęło w gruzach). A na kolejnych ulicach, jakie mijamy kolejni bezdomni leżący na i pod swoim dobytkiem czekającym na pobudkę i pójście do „pracy”. Po prostu – Welcome to Bandra. Wg Wikipedii jest to jedna z bardziej ekskluzywnych i z droższych dzielnic – co do drugiego stwierdzenia się w pełni zgodzę. Miejsce pobytu większości gwiazd Bollywoodu. Jednak po pierwszym dniu i przechadzce nie miałam ochoty sprawdzać jak wyglądają te „gorsze” miejsca. Tak naprawdę to nawet nie chciało mi się za bardzo wychodzić z domu. Ale to mija. Do wszystkiego można się przyzwyczaić, tylko trzeba zrobić ten wysiłek i się przemóc. A naprawdę warto, bo gdy porzuci się europejski punkt widzenia na to jak „powinno” wyglądać miasto to można znaleźć to coś unikalnego, jedynego w swoim rodzaju. Więc idziemy do przodu!


PS: Zdjęć nie będzie póki nie kupię kabla do aparatu, bo swojego zapomniałam z domu. Oj taki kijem ze mnie!

1 komentarz:

  1. Jak się kłócisz z miejscowymi, zwłaszcza po polsku, to podnosisz poziom hałasu ;-)
    A ręce myc trzeba!
    Do przodu!
    Pozdro i czekam na zdjęcia :-)

    OdpowiedzUsuń