poniedziałek, 25 lipca 2011

Home sweet home, czyli mieszkaniowa odyseja

W sumie nie wiem jak zacząć, więc może najlepiej od początku. Przybyłam do tego zwariowanego miasta ponad pół roku temu. AIESEC zakwaterował mnie w dwupokojowym mieszkaniu z 6 innymi dziewczynami w Bandrze. Nie ma to jak kubeł zimnej wody w godzinę po przyjeździe. Słyszałam, że mogą być kłopoty mieszkaniowe, ale żeby aż tak?! 5 dni później, po kłótni z właścicielem (przychodził po parę razy dziennie sprawdzić czy nie mamy gości, bo myślał, że jesteśmy prostytutkami – niezłą opinię mają białe dziewczyny tutaj) przeprowadziłam się na nowe miejsce z 6 osobami, ale już na 3 pokojach w Andheri. Co prawda wcześniej na oczy nie widziałam nikogo z nowych współlokatorów, a tym bardziej mieszkania, ale wszystko było lepsze niż te pierwsze dni. I to prawda, to było bardzo dobre mieszkanie, jeśli nie licząc 2 godzin w jedną stronę dojazdu do pracy. Ale przez interwencję policji dostaliśmy nakaz wyprowadzki. Jak to zawsze Kijek, miała szczęście i zanim dowiedziałam się o konieczności wyprowadzki, już dzwoniła do mnie koleżanka z ofertą nowego miejsca. Cóż, trzeba iść dalej, więc przeprowadziłam się do Khar i też wspominam, bardzo dobrze to mieszkanie i domowników – ostatnio wielu się tu przewinęło. Ale … zawsze jest jakieś ale.
Parę tygodni po przyjeździe do Bombaju ktoś (kogo bardzo pozdrawiam) spytał się mnie czy wytrzymam przez rok mieszkać w komunie – chodziło o mieszkanie w Andheri. Ja na to, że rok to nie aż tak długo. A jednak! Gdy po raz kolejny moje współlokatorki obudziły mnie w nocy wracając z imprezy (z której ja ulotniłam się wcześniej, by się przespać przed weekendową zmianą w pracy), powiedziałam sobie BASTA! Chcę czegoś dla siebie. Poświęcę parę tysięcy więcej na czynsz, ale chcę mieć swój kąt. I tak zaczęły się moje poszukiwania.
Krokiem nr jeden był internet. A tam masa ogłoszeń… z dalekich krańców Bombaju. Ceny przystępne tylko w przypadku dzielnic oddalonych ok 2-3 godz dojazdu w 1 stronę. Bombaj to duże miasto! Ale jakimś cudem znalazłam parę ogłoszeń ciut bliżej. Potem dzwonienie po ludziach – przy czym większość odpowiedzi to „nieaktualne”, albo jeszcze lepiej: „nieaktualne, ale mamy też inne oferty” – czyli broker, który kłamał w ogłoszeniu, że to bezpośredni kontakt do landlorda. Ale to nie jedyne kłamstewka w sieci. Kawalerka może się na przykład okazać pokojem przy rodzinie, a pokój z kuchnią – pokojem (a raczej przedpokojem).
Krok nr dwa to przepytanie parę osób czy by nie chciały czegoś nająć razem. Ale i tu porażka, bo jakoś nikt nie chciał szukać teraz.
Krok trzy – uruchomienie znajomości „znasz kogoś, kto zdaje ładne, tanie mieszkanie?”. I tak oto znalazłam brokera z polecenia koleżanki. Niestety zanim się zdecydowałam na jej mieszkanie, to już było zajęte – szkoda. Ale inne mieszkania, które oglądałam to istna magia! Dzielnica: Bandra. Dla niewtajemniczonej większości najbardziej burżujska dzielnica, pełna klubów, drogich sklepów, mieszkań gwiazd Bollywoodu, krykieta i telewizji i… slumsów.
Ale czym jest slums? Spora część budynków podchodzących pod tę kategorię jest zbudowana z płyt falistych, a w środku ma prąd, bieżącą wodę i zestaw kina domowego. Stare budynki z kolei, mimo że murowane, pokryte są grzybem na ścianach. Ja trafiłam na te drugie. Ceny od 9tys (jak na polskie standardy zarobków 900 zł) za przyzwoite mieszkanie (pokój z pięterkiem-sypialnia, blatem kuchennym pod schodami i małą łazienką typu „western”; niestety idzie się do niego nieoświetloną uliczką 1m szerokości rodem z opowieści E. Poe) aż po 18tys za zagrzybiony pokój z salonem i kuchnią.
Pomiędzy były 2 mieszkania w katolickiej dzielnicy, z Jezusami na każdej ścianie klatki schodowej i mieszkania. Cena niezła, bo tylko 13tys za umeblowane lokum, ale grzyb chyba też przybierał kształt krzyża, a kable wijące się przez całe mieszkanie sprawiały wrażenie mieszkania spidermana. Jednego zupełnie nie pamiętam, bo moja psychika wyparła je z pamięci. Pozostało tylko wspomnienie dachu z falistej blachy, wijącej się uliczki pomiędzy starymi murowanymi budynkami i pomieszczenia wysokości 175cm. Oraz ceny-13tys.

Nic tylko oglądać i wybierać! Jak to dobrze, że mam jeszcze 25 dni na znalezienie lokum.
Oczywiście o wszystko trzeba się targować – jak to w Indiach. Więc czynsz też podlega dyskusji. Liczę na to, że uda mi się zbić 1-2tys z ceny oryginalnej.

A jak nie to zawsze pozostaje płyta falista z telewizorem plazmowym i kablówką ;)

poniedziałek, 11 lipca 2011

Różne takie

Znalazłam ostatnio notatnik z zapisanymi różnymi ciekawostkami jakie poznałam przez ostatnie parę miesięcy. Za krótkie są na pojedyncze wpisy, więc postanowiła je zebrać w jeden dłuższy – kolejność losowa:


Zaległe z Kenii, czy wiecie, że…
- … podatki, takie jak VAT, w tym kraju ustalane są co roku. Podczas mojego pobytu tam rząd spóźniał się już miesiąc z ogłoszeniem budżetu, a tym samym stawek podatkowych. Skutkiem tego było ogromne zamieszanie wśród wszystkich przedsiębiorców. Bo jak ustalić ceny skoro nie wiadomo, ile będzie wynosił VAT. I tak co roku. I nie są to tylko kosmetyczne zmiany, bo jak w roku poprzednim stawka na ubrania była na poziomie 10% to w tym roku może to być 5%, jak również 15%. Nie sprawdziłam tylko czy bukmacherzy przyjmują zakłady, bo jak dla mnie wyglądało to na wielką loterię.
- … urlop macierzyński trwa 3 miesiące. Cóż, przynajmniej dobre i to. Szczególnie, że kobieta ma wolność określenia ile z tego czasu chce wykorzystać przed, a ile po rozwiązaniu. Dziewczyna z którą pracowałam wybrała 1 aż 1 dzień przed. Niech żyje socjalistyczna Europa!!
- … dziećmi po tych 3 miesiącach zajmują się dziadkowie, pozostałe dzieci, ubodzy krewni lub służba. (w zależności od majętności). Albo po prostu matki, co nie jest tak dziwne przy 50% bezrobociu. Ale i tutaj widoczny jest spadek liczby dzietności z 5-6 do 2-3 dzieci w rodzinie (przynajmniej w mieście)
- … średnia życia ludzi wg statystyk to ok 50 lat, choć sami mieszkańcy twierdzili, że ok 65 (znowu-przynajmniej ci w miastach).
- … system emerytalny taki jak w Indiach: prywatne fundusze lub ZSD (zrób sobie dzieci), a jeszcze lepiej (zrób sobie chłopca). Ten ostatni jest o tyle bardziej wydajny, bo chłopak częściej znajdzie pracę, nie wspominając o tym, że (jak w Indiach) po ślubie żona przeprowadza się do męża
- … tak jak w Europie mamy UE, tak Kenia należy do Wspólnota Wschodnioafrykańska. Powstała w 67 roku i przetrwała 10lat. Jednak od paru lat została wskrzeszona na skutek porozumienia między państwami założycielskimi (Kenii, Tanzanii i Ugandy). Póki co wprowadzili udogodnienia w przewozie dóbr przez granicę, ale kto wie dokąd to może zaprowadzić. Nawet kalendarze mają ujednolicone i zaznaczone wszystkie święta państwowe z „krajów członkowskich” – przydatne w przypadku firm eksportowych.


Wracając do Indii, czy już wspominałam, że:
- … chłopak może trzymać za rękę tylko swojego kolegę będąc na ulicy czy w innym miejscu publicznym (między dziewczynami też jest to dozwolone). Ale już pary budzi sensację (szczególnie jeśli nie jest to miejsce uczęszczane przez turystów). Ale koledzy trzymający się za ręce to tylko „nowość” dla Europejczyków, bo Azjaci ogólnie są bardziej wylewni i bardziej pokazują sympatię dla przyjaciół (i nie ma w tym podtekstu seksualnego). A wracając do trzymania za rękę, to wzbudza ono niesmak, jednak za całowanie się grozi kara grzywny, więzienie (tymczasowe zatrzymanie przez policję) lub oba warianty (indusi uwielbiają tę potrójną zasadę).
- … kuchenki gazowe są tu rzadkością a to z powodu częstych problemów w zakupie butli gazowej. Na tak niebezpieczne produkty trzeba mieć pozwolenie lub wypełnić masę papierków by się gdzieś zarejestrować (zwłaszcza jako cudzoziemka) – zasłyszane od szefowej gdy wspomniałam, że mam już dość palnika elektrycznego. A wszystko za sprawą zarządzeń antyterrorystycznych – taka butla gazowa może zostać użyta do zamachu (umieszczona w samochodzie). Nie ma żartów. Więc przyzwyczaiłam się już do mojego palnika.
- … rok podatkowy zaczyna się tu w kwietniu. Dlatego po powrocie z Kenii zapowiedziano mi, że muszę się podzielić moją opłakaną wypłatą z tym krajem. I tu zdziwienie: kwota wolna ma 3 poziomy: 160 tys Rs dla mężczyzn, 190 tys Rs dla kobiet i 240 tys dla osób starszych (>65lat). Powyżej tej kwoty trzeba oddać fiskusowi już 10% wynagrodzenia. Kolejne stawki są już jednakowe (powyżej 500tys – 20%, ponad 800tys – 30%). A że kwoty te niewiele mówią to można to porównać do siły nabywczej w PL jak 10:1.
- … żebracy są wszędzie (na pewno już mówiłam), a na dworcu jest najgorzej gdy się stoi w kolejce po bilety. Wiadomo, że pieniądze w dłoni przygotowane to różni tacy podchodzą. Ostatnio pan z otwartą żyłą w ręce. Uciec nie ma jak, bo miejsce przepadnie w kolejce. Więc trzeba być asertywnym to sobie pójdzie.
- … uwielbiają tu kolejki. Dostanie się do pociągu to istna walka o życie, ale już do autobusu lub taksówki w centrum miast, gdzie jest więcej miejsca by zrobić ogonek, to co innego. Ludzie stoją grzecznie jeden za drugim, a gdy przyjedzie autobus/taxi to nie tłocząc się wchodzą kolejno bez żadnego chaosu i szaleństwa. Czasem wepchnie się bez kolejki jakaś biała turystka, która nie zna zasad (ale jest usprawiedliwiona, bo wygląda na amerykankę a ci są głupi), ale nie wywołuje to nadmiernego niezadowolenia, bo w końcu wszyscy się zwykle dopchają do środka.

To tym czasem. Pozdrowienia z dalekich stron.